Jak co roku ks. Tomasz Kostecki, dla swojej ulubionej klasy (4dt) i klasy p. Tomasza Końki -2dt, zorganizował wyjazd w góry (12-18 maja), rzecz jasna po okazyjnej cenie. W tym roku wybór padł na Góry Stołowe - niezbyt wymagające góry za to z pięknymi widokami. Za organizację wyjazdu należą się podziękowanie księdzu dr. dyr. Tomaszowi Kosteckiemu i oczywiście Panu Tomaszowi Końko za współorganizację wyjazdu. Skoro wazelinę mamy już za sobą możemy przejść do mięsa. Choć w przypadku moich tekstów trafniejszym określeniem była by parówka. Dzień 1- zbiórka na Dworcu PKP o 19.40 - podczas niej Wujek (Potężny Teolog) zaznajomił nas z planem podróży i rozdał aprowizacje w postaci zupek i kiśli. Podróż koleją z Siedlec do Kłodzka trwała ponad 12 godzin z dwiema przesadkami w Warszawie i we Wrocławiu. Podczas podróży odbyły się pierwsze rozgrywki turnieju makao, znanym pod szumna nazywa: ,,Makao z Księdzem". W czasem nocnego etapu naszej podróży wszyscy usiłowali zasnąć, niestety słynne nagłośnienie PKP akurat w środku nocy przypominało o sobie że jednak działa. Naszą przygodę zaczęliśmy od zwiedzania twierdzy w Kłodzku. Zwiedziliśmy mury zewnętrzne twierdzy oraz tunele przeciwminerskie. Niezwykle ciekawym doświadczenie było przejście przez najniższy z tuneli o wysokości niespełna 90cm. Po zwiedzeniu twierdzy udaliśmy się na busa, którym dotarliśmy do Radkowa. Naszą ,,bazą'' w Radkowie był hotel ,,Graniczna", nieco zapuszczony z zewnątrz, za to w środku całkiem nieźle urządzony. W hotelu mieliśmy 2h na odpoczynek. Ok 14.00 wyszliśmy w góry na lekką rozgrzewkę. Zgodnie z planem mieliśmy dotrzeć od Skalnych Grzybów, ale niestety księdzu się nieco drogi pomyliły i zawędrowaliśmy do czeskiej granicy. Jednak, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i wracając trafiliśmy na punk widokowy. Ksiądz postanowił wytoczyć nowe szlaki. Zaczęliśmy od drogi gruntowej, następnie przeszliśmy na lekko wydeptaną drogę, a skończyliśmy przedzierając się przez trawy i drogi techniczne. Mimo tych trudność dotarliśmy bezpieczni do hotelu na godzinę 16, ale do końca wyjazdu ten błąd był wypominany księdzu przy każdej okazji a nawet i bez okazji. Po ,,spacerku" mieliśmy chwilę wolnego, następnie Msza św., kolacja, ,,ogłoszenia parafialne" i czas spać. Tego dnia wszyscy byli zbyt zmęczeni by w cokolwiek grać. Dzień 2 (wtorek) - pobudka około 7.50, następnie podwójne śniadanie. Tego dnia na szlak wyruszyliśmy około 9.00. Do Parku Narodowego szliśmy drogą z niezwykle dobrze oznaczonym szlakiem. Na każdym przydrożnym drzewie by wielki biało- czerwono-biały znak. Dalsza część tras prowadziła całkiem stromo pod górę, tak że wymagane był częste postoje na złapanie oddechu. Gdy dotarliśmy do Błędnych Skał część z nas musiała uzupełnić wodę. Zwiedziliśmy labirynt Błędnych Skał. Było tam mnóstwo wąskich przejść i piękny form skalnych. Osobiście dziwę się że wszystkim udało się tamtędy przecisnąć. Po zejściu z Błędnych Skał mieliśmy w planach wrócić do Radkowa busem, lecz niestety okazało się to niemożliwe - dlatego ksiądz zamówił dla nas taksówki - aż 3.W Radkowie po wypakowaniu z bagażnika ,,bagażu'' udaliśmy się do schroniska gdzie mieliśmy czas wolny na odpoczynek, kolację i partię mafii. Dzień 3 (środa) - wczesna pobudka następnie śniadanie i wymarsz na szlak. Szliśmy tą samą droga co ostatnio, aż do Parku Narodowego, gdzie odbiliśmy w inny szlak prowadzący obok wodospadu. Siklawa to nie była, ale muszę przyznać że był to niczego sobie wodospad. Szlakiem tym dotarliśmy do schroniska na Szczelińcu Wielkim. Obejrzeliśmy Tron i liczne skałki o przeróżnych kształtach i nazwach. Na co drugą odwiedzaną skałkę wchodzili co odważniejsi i ustawiali się do zdjęć swym ,,lepszym profilem". Dla Pana Tomasza Końko dzień bez 2 tyś. zdjęć to dzień stracony. Wróciliśmy do Radkowa przez Skałki Radkowskie. Ciekawe formacje skalne, które w różnym stopniu przypominały to, od czego pochodzą ich nazwy. Wieczorem standardowo zagraliśmy kilka partyjek mafii i makao. Dzień 4 – czwartek: standardowo pobudka, śniadanie i w trasę. Tego dnia szliśmy do sanktuarium w Wambierzycach - z pozoru zwykła wioska, ale po wejściu w głąb okazało się naprawdę całkiem ładną miejscowością, zbudowaną na wzór Jerozolimy, włącznie z nazwami wzgórz. W sanktuarium uczestniczyliśmy w Eucharystii, a następnie zwiedziliśmy muzeum szopek ruchomych. Przed wejściem ksiądz musiał legitymizować się swoją kapłańską legitymacją i uwiarygadniał się swoim kanałem Wół i Osioł, czyli wiśta wio. Następnie udaliśmy się szlakiem do Skalnych Grzybów. Tego dnia mieliśmy okazję jako pierwsi przejść nowobudowaną drogą. Końcówka dnia była taka jak zwykle: kolacja, mafia i makao. Jedyna różnica była tak że musieliśmy się spakować. Dzień 5 – piątek: pobudka, śniadanie, końcówka pakownia, i wyjazd do Nowej Rudy. Tam zwiedziliśmy nieczynną kopalnię węgla - najpierw muzeum a następnie samą kopalnię. Pod ziemią spotkaliśmy niezwykle denerwującego ducha kopalni, który próbował nas (!) zastraszyć. Powrót wyglądał podobni: trasa Kłodzko-Wrocław –Warszawa i Siedlce (równie podobny czas podróży). W Siedlcach podziękowaliśmy księdzu i sorowi za wyjazd i wszyscy powróciliśmy do domów powitani przez kochanych i stęsknionych rodziców.
Autorem powyższych wynurzeń jest Aleksander Sikorski – uczeń słynnej 4dt Powyższy tekst został ocenz... to znaczy nieco poprawiony pod kątem merytorycznym przez Ks. Dr. dyr. Tomasza Kosteckiego.